Uciekliśmy na wieś.
Na krótkie wakacje.
Dzieciaki szaleją, kąpią się w baseniku, jeżdżą na rowerkach, bawią się z kotami, krzyczą, piszczą, nabijają sobie guzy i ździerają kolana ...
... a ja, pośrodku tego harmideru pomachałam papierem ściernym i pędzlem dając drugie życie znalezionemu krzesełku.
Żałuję, że nie zrobiłam fotki przed metamorfozą. Miałam albo chwilowe zaćmienie, albo po prostu tak śpieszyłam się z pracą. Nie pamiętam. :)
Malowanie i tak skończyło się szorowaniem obu łobuzów - pośpiech był niepotrzebny. :)
Nie jest idealnie, mimo wszystko małe białe krzesełeczko ma w sobie coś uroczego.
Chyba zabierzemy je do domu, bo idealnie pasuje młodszemu synkowi.
Na chwilę krzesełko wyciągnęłam dwa metry poza ogrodzenie. :)
W dzieciństwie biegaliśmy z bratem po polach kukurydzy raniąc sobie kolana i twarze o ostre liście, robiłam też lalki z kolby kukurydzy...to było przecież...wydaje się, tak niedawno temu.
Sceneria ta odrobinę mnie rozrzewniła. :)
Pozdrawiam wakacyjnie i słonecznie !
Dobra robota! Wygląda super
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam serdecznie :)
UsuńBardzo fajne krzesełko :-) Ja też najczęściej zapominam zrobić fotki przed metamorfozą.... ;-)
OdpowiedzUsuńPo prostu: "radość tworzenia" ;)
Usuń