29.03.2014

Szklana kura








Jak pięknie dzisiaj u nas !!!
Towarzystwo szaleje w ogrodzie rodziców, tylko mi pozostało pilnować najmłodszej - śpiącej na kanapie latorośli..., 
ale nadrobimy to na pewno. :)
 Mam tymczasem chwilę dla siebie 
i chwytam promienie słoneczne przez uchylone okno:)


Przedstawiam zatem moje szklane cacko.:)
Widziałam ich mnóstwo:
szkło bezbarwne, kobaltowe, zielone, czarne,
a nawet w kolorze miodowym...
Ta PRL-owska kura dla mnie jest wyjątkowa, bo była własnością prababci.
Strzegę jej na razie jak oka w głowie, nie eksponuję i chronię w domu rodziców. 
Może jednak już wkrótce stanie się ozdobą naszego wielkanocnego stołu.
Macie takie rodzinne pamiątki u siebie? 
Chronicie czy intensywnie użytkujecie?








Życzę udanego weekendu 
i słonecznej niedzieli  !!!

17.03.2014

Z pobojowiska... drewniane zabawki





Dziś zasypię zdjęciami z pobojowiska, czyli królestwa łobuzów.
Zabawki powoli opanowują naszą przestrzeń, choć przyznać muszę, że nasze dzieciaki (jeszcze) nie są nimi "zasypane".
Mamy kilka pluszowych misiów. Hitem są Lego Duplo i samochodziki resoraki. Jest kilka interaktywnych plastikowych muzycznych zabawek, sporo puzzli,
 Najbardziej lubię jednak bawić się z moimi chłopakami drewnianymi zabawkami. Wiadomo - sentyment:) 
Myślę, że mam sporo szczęścia, bo łobuzy najczęściej sięgają właśnie po nie. Cieszę się tym bardziej, bo zadaję sobie sprawę z tego, że drewniane przedmioty rozwijają wyobraźnię, a naczytałam się również o tym, że ćwiczą wyobraźnię przestrzenną, logiczne myślenie i sprawność manualną. 
 
Obecnie nie ma problemu ze znalezieniem propozycji pięknych i solidnie wykonanych. Można spotkać prawdziwe dzieła sztuki. Ograniczeniem jest tylko cena...
Pokażę jednak dziś nie to, do czego wzdycham, ale to co mamy, co było łatwo dla nas dostępne i co się u nas sprawdza - tzn. sprawia autentyczną radość naszym synom...i co przetrwało. 
Zdjęcia robione pośpiesznie, niedbale, bo wszędobylskie łapki dzieciaków od razu chwytały rzeczy, które chciałam obfotografować (co zresztą widać poniżej ). :)

Acha! Powinnam chyba dodać, że post jest sponsorowany jedynie przez nas oraz dzięki pomocy: wujka, cioci i dziadków, którym bardzo dziękujemy :)




Samochody Wodden Clasic i Bajo. Chłopaki uwielbiają wywrotkę i tira z klockami, dzięki któremu poznali kolory, kształty i uczą się liczyć. 
Nie bez znaczenia jest to, że tir po usunięciu klocków przetransportuje 4 resoraki. :)



Liczydło Ikea, układanka MULA też z Ikea (młodszy syn nie potrafi się z nią rozstać).
Kasa z Tchibo - ma w wysuwanej szufladzie papierowe pieniążki i drewniane karty bankomatowe.
 
 




Nie pamiętam, skąd są te klocki, ale starszy syn je bardzo intensywnie użytkował, a młodszy obecnie oswaja się dzięki nim z cyframi i literami. Mam pomysł, aby je przerobić na wersję Black&White, ale czekam aż zainteresowanie nimi minie, bo wtedy będą TYLKO moją dekoracją. ;)



Uwielbiane klocki  Eichhorn i z Biedronki w pudełkach
- budujemy zamki, garaże, drogi, tory przeszkód...


Absolutny HIT! :)
Kolejka drewniana - właściwie 2 połączone: City Train ( kupując w okresie Dnia Dziecka przepłaciliśmy)
i mała Eichhorn. 
Moje i męża marzenie z dzieciństwa i zabawka, która sprawiła chyba największą radość naszym synom. Plus jest taki, że tory są kompatybilne z kolejkami Brio, Woodyland, torami z Ikea, Tchibo i zestawami, które jakiś czas były dostępne w Biedronce - więc w razie czego można rozbudowywać w nieskończoność.
(Pudełko dokupiłam w Leroy Merlin.)








Bez tych samochodzików Ikea z drewnianymi podstawami nie wyjeżdżamy nigdzie. :)
Instrumenty muzyczne z Tchibo i Biedronki. Jest dużo hałasu - trudno:)



Nasz ulubieniec! Jak nie kochać takiego konika?
O drugim naszym drewnianym koniu pisałam TU.



Ciekawa jestem co sądzicie o drewnianych zabawkach? Czy podsuwacie je, lub macie zamiar podsuwać je  swoim dzieciom?
Jakimi kryteriami kierujecie się przy ich wyborze?

Pozdrawiam!


4.03.2014

Siekierka na kijek.


Zdarzyła Wam się kiedykolwiek zamiana przysłowiowej siekierki na kijek?

Coś w tym stylu, ostatnio, udało nam się popełnić. 
Uściślając - może nie była to siekierka na kijek..., może raczej kijek... na badylek kilka cm dłuższy?

Tak skończył się wypad do Ikea, nie pamiętam już po co - pewnie po nic ważnego, skoro już nie pamiętamy. Może tego nie było, może po obejrzeniu "na żywo" nam się nie spodobało, może w ogóle zostaliśmy oszołomieni  i oślepieni światłami przy wejściu lub zaślepieni mnogością powystawianych tam rzeczy...? Serio, nie mogłam sobie po powrocie przypomnieć po co tam pojechaliśmy i czy w ogóle coś widzieliśmy...
W każdym razie moja druga połowa, (oszołomiona, ogłuszona lub po prostu mająca serdecznie dość biegania za młodszą pociechą ") nagle stanęła przy stoliku LACK, potrząsnęła, opukała i rzuciła rzeczowo, aczkolwiek władczo: "Bierzemy, albo wracamy do domu!".
"Po co?" - zapytałam, bo LACK ciut mniejszy stał u nas akurat w pokoju...

No tak, przyznać trzeba, że nasze łobuzy nie oszczędzały stolika kawowego...
odwrócony służył za łódź, a że lekki - to bez problemu po podłodze zasuwał. Ze schodów lądowały na nim resoraki, a raz zdarzyło się - wóz strażacki (bo rakiety, biedactwa moje, nie znalazły).
Kto ma dzieci - ten wie!
Z drugiej strony - to tylko sklejka, a przecież bardziej solidny, drewniany stół kuchenny też już jest w opłakanym stanie.

Próbowałam jeszcze ostatniej deski ratunku wskazując na:

HEMNES 399 PLN
 
KLUBBO 259,99 PLN

LOVBACKEN 399 PLN

STOCKHOLM 699 PLN ( to byłyby dopiero łódki! )


Wiedziałam jednak, że nie ma o co walczyć - za dwa lata każdy z nich będzie wyglądał źle. 
Tymczasem
                                                            
zamiast: LACK 29,99 PLN
mamy: LACK 69,99 PLN
             


 TAK BYŁO -  właściwie bez różnicy :) No, przyznam, że teraz więcej kaw postawimy :)
Dajemy sobie więc dwa lata luzu, przeczekujemy kryzys i oszczędzamy...
 kto wie, może na coś bardziej finezyjnego. 



 

Do następnego! :)