Listopad uciekł.
Ja i moja rodzina długo będziemy pamiętali ten miesiąc
i niestety, nie będą to miłe wspomnienia...
Mam nadzieję, że grudzień będzie inny, ten rok szybko się skończy
a kolejny przyniesie nam więcej spokoju i zdrowia.
Dziś trochę zaległości.
Odszyłam kilka rzeczy i nie miałam, jak dotąd, czasu aby je sfotografować.
Postanowiłam nie czekać dłużej na słońce, bo w ten sposób mogłabym sobie czekać aż do marca :)
Nawet kiedy pojawiają się dni, że kilka promieni słonecznych przedziera się przez chmury, to niestety - wybaczcie - nie myślę o tym aby chwycić za aparat, tylko zbieram szybko dzieciaki i pędzimy na spacer, aby nacieszyć się odrobiną światła.
Przepraszam więc za jakość zdjęć. Teraz niestety tak będzie:)
Przy okazji pokazuję kącik mieszkania, którego jeszcze nie fotografowałam:)
To wnęka na piętrze - pełniąca rolę tymczasowej sypialni, bo jest właściwie częścią pokoju łobuziaków, a młodszy syn jest zbyt nieprzewidywalny abym mogła go zostawić w nocy na piętrze tylko pod opieką brata - równie zresztą nieprzewidywalnego.
Szkoda, że w miejscu na ścianie w którym widać (lub nie widać) ramki ze zdjęciami, nie ma okna. Wówczas moglibyśmy wydzielić sobie odrębną sypialnię i mielibyśmy na piętrze 2 pokoje - małe, ale fajnie doświetlone...
No, ale za ścianą jest garderoba sąsiadów ;)
Po prawej widać fragment szafy, która mieści wszyyystko:
co moje, mojego męża, naszych dzieci,
i dodatkowo dwie walizy i zapas pościeli, którego pewnie w ciągu najbliższych 10 lat nie zdążymy zedrzeć.
Prawie wszystko z Ikea: sofa rozkładana Beddinge, (której mąż szczerze nienawidzi i najchętniej wystrzeliłby ją w kosmos), ramki, klosz od lampy i lampka wysoka - której drugi egzemplarz mamy w pokoju na dole.
Maleńka lampka przy ścianie, to lampka nocna, którą można przyciemniać.
Puf z Biedronki, jak widać, krąży po całym mieszkaniu.
Moje nowo-odszyte i ostęplowane ziemniakami rzeczy, to:
dwie poduchy z krzyżykami (jedna na górze, jedna na dole),
girlanda z gwiazdami (początkowo zawiesiłam je na schodach w pokoju na dole, ale chyba jednak młotek i gwoździe pójdą w ruch i będzie tutaj - na ścianie...
i jeszcze osłonka na doniczkę (próbuję ratować i przezimować lichutką lawendę, którą przesadziłam z donicy na balkonie) + serwetki
na kuchennym stole.
Podkoszulkom łobuzów, też "dostało się" po stemplu :)
Przy okazji dziękuję ślicznie za materiały,
które pozyskałam dzięki z użytkowniczce pewnego portalu wymiankowgo.
Pechele pozdrawiam! Ostrzegałam, że nic wymyślnego nie stworzę i talentu do szycia nie mam. :)
Skoro już pozdrawiam, to: Asos - buźka również dla Ciebie :)
I wielkie, absolutnie WIELKIE pozdrowienia dla wszystkich moich kilkunastu obserwatorów!!!
Dużo nas tu nie ma, ale każde Wasze odwiedziny są dla mnie bardzo miłe a każdy komentarz cenny.
Na koniec...mężu i bracie ...moi zakamuflowani obserwatorzy, pozdrawiam również Was.
Tutaj akurat sytuacja odwrotna..., każde Wasze odwiedziny i komentarz w 4 oczy wprawia mnie w mega- zażenowanie :)
Do następnego!
Już wkrótce:)