16.04.2015

Drewniane plastry.

Fruuuuuu... minął miesiąc - prawie nie zauważyłam. Owiały wiatry, omiotły śniegi, twarz ogrzało słońce, by potem deszcz mógł zmoczyć włosy. Takie to życiowo - pogodowe klimaty, nie wymagające dalszego rozwinięcia. Zaniedbane wirtualne "Kawałki" i tak nie pozwalają o sobie zapomnieć, głównie wtedy, kiedy czas się rozciąga, a pisanie nie jest możliwe i gdy widok zza szyby samochodu lub tramwaju intryguje, a brakuje trzeciej ręki lub po prostu jakiegokolwiek sprzętu mogącego tę chwilę zatrzymać... Tego jeszcze u mnie nie było - tworzenia w sobie iluzji blogowania, ...tak tylko w myśli... dla umilenia przydługiej trasy. :)
 

Przyczyną do  realnego działania stały się "pocieszajki".  Przybyły z małoposki.;)  Niespodzianka prawdziwa... taka, o której wiedziałam tylko tyle, że ma nadejść. Pojawiła się w postaci IDEALNEJ: naturalnej, surowej, pachnąca lasem i farbą - jak lubię. Kamila wyczuła bezbłędnie, co lubię. HappyAlimak - DZIĘKUJĘ!!!  Bardzo dziękuję. :) Będę dbała i eksponowała, a od czasu do czasu ta niebieska tablicowa warstwa przyjmie jakiś rysunek.:)
 
Tajemnica wnętrza drzewa nie tylko mnie pochłonęła. :)
 
 
 
Do Miłego Następnego.:)  
 
 

20.03.2015

Żarówki.


Ładuję akumulatory dzięki słońcu. Tak przyjemnie poczuć wiosnę... Wiosna to stan, kiedy cieszą czerwone szpilki (nawet jeśli są tylko na półce) i kiedy z maniakalnym uporem sroki ściągam do gniazda złote drobiazgi.:) Właśnie - o żarówkach miało być...:)  Nie świecą... Obecnie, nawet nie wiszą, tylko leżą niedbale na blacie, ale że okno moje co jakiś czas zmienia lokatorów, więc pewnie przyjmie z radością nowych gości, o ile właścicielkę najdzie wena na odszukanie odpowiedniego sznurka lub taśmy.;)  Szkło jest cudowne, tak nieoczywiste i różnorodne : w jednej żarówce mleczne, w drugiej przejrzyste, w innej przybrudzone... Nawet nie lubiane drzwi wydają się bardziej przyjazne, gdy światło przenika przez szybę. Pokusiłam się zatem, dodatkowo,  o zdjęcie lubianej tafli szkła, a nielubianą całość przemilczę.:)


Pędzę popatrzeć na zaćmione słońce. :) Udanego pierwszego dnia wiosny!  
 


 
 

8.03.2015

Spełnienia.:)

Kochane moje czytelniczki. :) Z lekkim poślizgiem i zbliżając się ku końcowi dnia chciałabym podziękować Wam za Waszą wirtualną i poza wirtualną obecność w moim "mikrym świecie", różnorodność, serdeczność i zrozumienie, życząc Wam spełnienia w każdej możliwej dziedzinie i na każdym polu. :):) Wszystkiego "NAJ" !!!  
 
I spełnienia marzeń tych wielkich ..., ale też błahych z pozoru, które może nie wiele zmieniają, ale choć trochę ubarwiają codzienność .:) Buziaki !!!
 
 Już za chwilę poniedziałek, więc: miłego początku i całego tygodnia!
 

20.02.2015

Nie ma tego złego... czyli patetycznie o dorastaniu i starzeniu się.

Zniknęłam sobie w lutym. Zatopiona w nowych, męczących obowiązkach, starych przyzwyczajeniach, dobrej muzyce, śmiechu szkrabów i pięknych kolorach za oknem. A jakiś czas temu zostałam wyróżniona i zaproszona przez Olę i "Jej Świat" do rozsiewania dobrych myśli... Cudownie - pomyślałam! I w tym miejscu zostałam zmuszona zatrzymać się na dłużej odkopując w pamięci to, co złem nazywałam a co na dobre mi wyszło.
 

 
I szukałam miejsc, do których nie dane mi było dotrzeć i ludzi, z którymi było mi nie po drodze i decyzji, które mogłabym podjąć ponownie...Dużo tego się nazbierało, ...ale co właściwie godne jest opisania - nie wiem. To, co zbyt osobiste, zbyt bolesne - to z kolei nie potrafię zamknąć słowami. Nie potrafię też chyba opisać jednej historii z przeszłości nie czując zażenowania. :) Ten mój patetyczny ton, też wprawia mnie w zakłopotanie, dlatego osoby uwrażliwione proszę o spokój, lub o nie czytanie.:)
 

A jednak, "nie ma tego złego, co by mi na dobre nie wyszło".;)  Pisałam już wcześniej o tym, że miejsce w którym się znalazłam jest po prostu dobre. Może czuję, że to jedyne odpowiednie dla mnie miejsce. I choć mogłabym długo opowiadać o tym, jak inaczej mogłabym pokierować swoją drogą zawodową, jak inne relacje tworzyć, jak odcinałam powoli nitki toksycznych związków, z jakimi złymi i nieprzyjemnymi doświadczeniami przyszło mi się zmierzyć, to najważniejsze, że jest dobrze... Jest tak dlatego, że staje się właśnie to, czego nie mogłam się doczekać w dzieciństwie i czego obawiałam się mając lat dwadzieścia - w końcu dorastam. I choć przeczesuję palcami pierwszy siwy włos i zamiast wklepywać starannie krem w mimiczne zmarszczki to uparcie je pielęgnuję uśmiechając się najszerzej, jak tylko potrafię... właśnie wtedy, kiedy przypominam sobie o podstępnym głosie szepczącym mi kiedyś o tym, że nie jestem wystarczająco dobra, wystarczająco mądra i wystarczająco piękna i wystarczająco rezolutna, przewidująca, ambitna....
Może to wszystko miało swój cel i błędy przeszłości, kompleksy wydumane, jak i prawdziwe doprowadziły mnie do miejsca w którym czuję spokój. Do miejsca, które czasem zdarza mi się przeklinać, a które kocham - do domu. Do dzieci, dla których, obecnie, ze względu na ich wiek i pewnie też uroczą naiwność, jestem najpiękniejszą, najmądrzejszą i najfajniejszą. Dla których chce mi się wstawać o szóstej nad ranem do pracy, której wcale nie lubię, w której nie napiszę doktoratu, ani nie będę nigdy zarządzającą, ani kreatywną. Dla których olewam swoje obowiązki domowe i zaniedbuję przyjemności wynikające z czytania, bywania, a nawet blogowania...  
 
Z którymi wyglądając przez okno, widzę jak powoli wznosi się świątynia i szkielet jej dachu. Moje dorastanie i pierwsza zmarszczka przyniosły mi poczucie, że zaczynam czuć tą świątynię w sobie ... i może to jedyny i niepowtarzalny moment mojego życia, kiedy mogę czuć się w końcu wystarczająco Dobra. Może ktoś szepnąć, jak niebezpiecznie jest budowanie poczucia własnej wartości na czymś co może w jednej chwili runąć. Ale to wszystko jest moje, ważne i teraz tylko muszę dbać ze wszystkich sił o to, aby trwało.
 
 
 

27.01.2015

Tipi.

W końcu popełniłam tipi. Polecam! Radość jest ogromna. Proszę zatem o wybaczenie zbyt wielu zdjęć tego samego obiektu, z każdej możliwej strony, albowiem uciecha matki i dzieci jest porównywalna. Osobiście się w nim mieszczę plus dwójka łobuzów w pozycji - siad po turecku. Wprawdzie fajka pokoju odpada, ale za to tabliczka czekolady została wpałaszowana w tajemnicy i zostałam kilka razy ograna w Piotrusia. Cóż - taka karma. Przepis na uszycie namiotu wzięłam z bloga: Gu - tworzy ( KLIK ). Aga w przystępny sposób wyłożyła temat, nie można zepsuć. :) 
 



Dokarmiam się tą radością i drobnymi przyjemnościami. Tym bardziej, że nadchodzą pracowite dni i może być mnie tu trochę mniej. Oczywiście wcześniej, też nie zamęczałam Was częstymi wpisami.;) Będę się jednak starała utrzymać skromne tempo w postaci kilku sztuk miesięcznie... i będę się "kręcić w okolicach." ;)

 
Właśnie zaczął padać śnieg !!!

22.01.2015

Wianek.

Był taki czas, kiedy wzdychałam do wikliny, wiklinowych mebli, wiklinowych koszy. Stare dzieje... Jedyne marzenie, jakie pozostało (jeszcze z dzieciństwa), to fotel bujany na starość. Gdyby dziś przedstawiono mi alternatywne siedzisko do bujania z innego materiału, byle naturalnego, to nie pogardziłabym i  prawdopodobnie pokusiłabym się o zamianę. Czy babcia w hamaku lub na huśtawce nie wyglądałaby malowniczo? Wracając jednak do wikliny - w takiej oto postaci została mi podarowana - białej. Przerobiłam lekko "po mojemu" (czyli bezpiecznie), odwiązując kokardę i serce drewniane, a zastępując je, tymczasowo, papierem i gałązką. Teraz krąży po głowie myśl, aby ukryte w szafach brązowe kosze i pudełka potraktować bielą. Niechże tylko gorszy humor nakieruje rękę na farbę w sprayu w słoneczny, bezwietrzny dzień. :)


Miłego weekendu !
























19.01.2015

Skrzydła.

Blogowanie wciąga. Powtarzam po raz któryś. Blogowanie wciąga, a wieczorami potrafię zakopać się w Waszych światach. :) Podczytywanie o radościach i smutkach, zaglądanie w kąty i garnki cholernie uzależnia. Jest jednak taki świat, w który zostaję wciągnięta za każdym razem, kiedy tam zajrzę. To takie miejsce, gdzie nie przeszkadza cisza, gdzie każda najprostsza fotografia zachwyca, ...takiego miejsca i takiej inteligencji autorce zazdroszczę z całym, olbrzymim i pozytywnym wydźwiękiem, jaki tylko zazdrość może sobą nieść. Ten świat... 

I tak, Pani owa za sprawą przypomnienia muzyki w której zasłuchiwałam się kilkanaście lat temu (nie wierzę w to sama!), przywiodła tym samym emocje, jakie te dźwięki niosły ze sobą. Przypomniała mi, jaka byłam, bo wtedy te nuty mnie dotyczyły. Grzebanie w przeszłości bywa niebezpieczne i przyznaję, nie oddaję się temu często. Nie rozpamiętuję i nie żałuję, uznając, że miejsce w którym się znalazłam, jest dobre, biorąc pod uwagę ilość popełnionych w przeszłości błędów. A jednak, zamiast kleić nowy wpis na blog o wiklinie, zmaganiach z maszyną do szycia, czy skrzydle, ginęłam przez ponad siedem wieczorów, wypełniając czas muzyką i myśląc o jednej decyzji, która pociągnęła za sobą ciąg zdarzeń. Może gorsze dni, gorsze myśli, może pierwsze błędne wybory, dalej próba podejścia racjonalnego...i poleciało w takim, a nie innym kierunku.:) 

Czego Wam najbardziej brakuje ... w Was sprzed kilkunastu lat?
     
 Mam tylko nadzieję, że synom wyrosną skrzydła, będą latać wysoko i odważnie... :)