... z informacjami na temat aktualności politycznych, z opanowaniem podstaw technicznych... Pewne problemy omijam świadomie, ze strachu lub starając się czerpać radość z obecności "tu i teraz", inne sprawy pomijają mnie jakoś same. Nawet jeśli wydawało mi się, że kilka tematów bardzo mnie interesujących na bieżąco ogarniam, to odkąd pojawiły się dzieci,...aj...znowu do tyłu...
Przekorne do tego ze mnie stworzenie, więc nie dość, że nie ogarniam, to nie widząc szans na poprawę swojej sytuacji, buntuję się przeciw temu, że wypadałoby się postarać. Nawet prowadząc bloga, czasem chciałoby się postać chwilę w miejscu i nie wychodzić przed szereg, a pocieszyć chwilę stanem obecnym, skoro jest w miarę przyjemny.
Lato jest przyjemne, ... a ja, jak zawsze do tyłu... Nie bardzo odpowiada mi perspektywa przywitania się z jesienią śladem blogowych koleżanek. Nie chcę! Protestuję! Nie dam się! Wyciągam rozbrykane towarzystwo na trzy spacery dziennie...choć można by powiedzieć, że raczej zaganiam je do czterech ścian w porach posiłków. Jest jeszcze tak pięknie, soczyście - zielono, w końcu cieplutko, a już nie duszno... Pocieszmy się latem, tym astronomicznym chociaż. Na znak protestu - pelargonie z balkonu, których nie mam zamiaru chować dopóki mróz ich nie zetnie. Tutaj byłam do tyłu, bo dopiero w połowie czerwca prezentowałam odrobinę zieleni, teraz też nie będzie inaczej i nie będę jedną z pierwszych, które wrzosy wniosą we wrześniu na salony. Biorąc pod uwagę wrodzoną opieszałość i realnie oceniając swoje możliwości, to październik może przynieść mi wrzos do domu (o ile jakiś jeszcze się uchowa). Jutro pędzimy na wycieczkę, a od pierwszego, zaraz po przedszkolu hasamy, dopóki głód nas nie wpędzi na nasze czwarte piętro.:)
Krzesło nie na balkonie, a wewnątrz, bo łobuzeria tylko czeka, aby
na nie śmignąć. Tak więc siedzisko na wysokościach - u nas tylko przy wieczornej herbacie - po godzinie 20.00, a balkon otwarty tylko wtedy, kiedy mama nie zaprząta sobie głowy fotografowaniem i ma wolne ręce. Miłego weekendu!!!